To niepokojące, gdy w domach książek czujesz się jak w sklepie ze słodyczami – niby masz na coś ochotę, ale nie bardzo wiesz na co. Ulubione smakołyki już się przejadły, więc beznamiętnie gapisz się na wszystko inne, a po chwili wychodzisz z pustymi rękami i nadal głodny. Po kilku balkonach i przystankach przełknęłam Voglera Smak tylko taki, że w końcu to fantastyka. W końcu w pewną środę natknęłam się na Piątka - „Satyra na współczesne media”, luźna, ironiczna, zaskakująca dosadnymi spostrzeżeniami, historia w puzzlach. „Pomówmy o myślach, których nie chcecie myśleć. O myślach, które was nachodzą i których nikomu nie powierzacie. Chcę was zapytać, jak często myślicie o złych rzeczach? Pamiętajcie, wszystko, co myślicie, ma taką samą wagę, jak to, co robicie. Bóg dał człowiekowi swoją własną moc, moc tworzenia. Ona na razie ograniczona jest do ludzkiego umysłu. Ale to jest ta sama moc, która stworzyła świat. Każda myśl kiedyś wyjdzie na jaw...”
Książki, które nas znajdują są INNE. Potrafią wyczekać na odpowiedni moment, by niepostrzeżenie znaleźć się gdzieś w zasięgu ręki. One najlepiej wiedzą, kiedy jesteśmy gotowi, żeby wkroczyć w ich historię. Im dziwniejsze jest miejsce i czas pierwszego czytania, tym lżej zapada się w fotel, gdy przekraczamy kolejne granice spiętych stron. Mówią dwugłosem i nigdy nie pozwalają zasnąć w autobusie. Niekiedy zostają na dłużej, żeby odpędzać demony zza okna. Gdy zaś po obejrzeniu okładki, zastanowimy się przez chwilę, ogarnia nas zdumienie, bo okazuje się, że zostaliśmy wybrańcami.