Najnowsze wpisy, strona 1


sie 15 2003 Internaturyzm
Komentarze: 1

Autowiwisekcja jest bolesna tylko w procesie odtwórczym, kiedy to trzeba wniknąć do głębi własnego umysłu, tudzież w czeluście duszy,
w celu prześledzenia przepływów myślowych
i zawirowań emocjonalnych. Na etapie przeglądu
i sprawdzenia, adekwatności powstałych splotów słownych oraz konstrukcji zdaniowych, z zamierzonym przekazem, największe oddziaływanie posiada samokrytycyzm. Inicjuje on odczuciowe reakcje - od uniesień zachwytu, po zwątpienie w sensowność przedsięwzięcia. Najgorszy moment przychodzi jednak, gdy do świadomości dociera fakt, że jakieś nieobce (bo realnie znane) ciało grzebie w tych wyeksponowanych wnętrznościach, poza czynnym udziałem eksponatu. Pojawia się mieszanka skonfundowania ze strachem i niepewność, co do wrażenia, jakie zrobi na odbiorcy przedstawiony materiał. Internaturyzm. Oswajam się. 

 

quenta_amarth : :
sie 10 2003 Autoportret
Komentarze: 1

 

Najtrudniej jest ocenić samego siebie. Zazwyczaj takie opiniowanie opatrzone jest dużą dawką krytyki, ze starannym zachowaniem wszelkich szczegółów, które pomagają w jak najdokładniejszym zobrazowaniu rzeczywistości. Takie nadobiektywne podejście do siebie doprowadza nas do nadwrażliwości na pewne cechy, niewiary w siebie, do samookaleczenia. Okazuje się jednak, że czasem świadomie zatajamy przed sobą jakieś fakty, odrzucamy drażliwe dla nas wnioski. Czy to dla tego, że nie potrafimy zmierzyć się z własną niedoskonałością? Czy może odrzucamy tylko te fragmenty naszej samo-analizy, które obrazują cechy, postępki, których w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zmienić? Akceptacja niedociągnięć w zarysie własnej postaci lub ucieczka od prawdy na swój temat. Ale gdzie jest ten prawdziwy obraz? Czy lepsze lustro budują nasze opinie czy zdanie innych? Może kluczem jest samo LUSTRO, które zawsze pozostanie tylko odbiciem, odwzorowaniem. Obraz przedmiotu, nie jest przecież tym przedmiotem. Jest czymś poza nim, co go określa. Możemy założyć, że pomiędzy przedmiotem, a jego zobrazowaniem istnieje niepoznawalny obszar ,  margines na dopowiedzenia. Dzięki niemu możemy abstrahować od pewnych faktów lub szukać nowych określeń. Zatem pozostaje nam kleić siebie z kawałków odbić, które przynoszą nam inni i które wytłaczamy sami. Im więcej materiałów jesteśmy w stanie znaleźć, tym większą mamy pewność, że stworzona na ich podstawie autodefinicja będzie dokładniejsza.

 

 

quenta_amarth : :
sie 10 2003 Godziny przed świtem
Komentarze: 0

Ciągle wołam o pamięć tylko o dobrych chwilach. Czas podaje farby i ramki, więc tym łatwiej jest kolorować wspomnienia. Choć przypływy kolejnych zdarzeń zmywają niewygodną przeszłość, bywa że ich następne nadejście przywodzi nam fetor odrzuconych przeżyć. Owionęła mnie ciemna chmura pewnych zdarzeń, przygnana wiatrem przypadkowej rozmowy. Dużo słów, wżerających się do głębi, aż groteskowo przedstawialiśmy się o świcie. Obawiam się krępujących spojrzeń. Na szczęście chyba są niewypowiedziane umowy o chowaniu tych chwil przed trzeźwością.

Niespodziewałam się takich określeń. Może dlatego jeszcze nie czuję ich mocy w sobie. Starałam się niczego nie dodawać. Nie układać się tak, jakby sobie tego życzono. Być może znów złudne mam wrażenia. Wydaje mi się, że przypomniałam się z wdziękiem i bez wstydu powinnam obracać się w ich stronę. Tylko dlaczego jest mi niewygodnie?

 

 

 

quenta_amarth : :
sie 08 2003 Dni mijają sennie
Komentarze: 2

Łóżko przykuwa mnie swoimi opowieściami. Budzę się cała odrętwiała, głowa wciąż ciężko opada na poduszkę... zaczynam przypominać sobie kadry z sennego filmu, zastanawiam się czy warto tam wrócić. Przebłyski są tak niewyraźne i niezrozumiałe, że samo pragnienie zrozumienia tego, co powstało z kłębiących się myśli zaciąga obrzmiałe powieki. Widziałam dom na wodzie, broń i goniących mnie ludzi. Pamiętam też uczucie, które mną ogarnęło, gdy trzymałam naładowany karabin zmierzając do białego budynku. Sensu nie szukam, dziś będę śnić dalej.

Powróciłam do przeszłości. Mam ślady na jednej z płyt zalegających na blacie obok komputera. Jestem dumna z paru rzeczy, które zrobiłam, ale dziś już nie wyglądają tak pięknie jak kiedyś. Wszystko wyblakło w świetle lat, które upłynęły. Przygnębia mnie oglądanie starych zdjęć i czytanie maili sprzed 3 lat. Może przyjdzie taki moment, gdy będę w stanie spojrzeć na siebie samą z przeszłości i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Na razie brak mi sił. Krzywię się i nie mogę uwierzyć, że to byłam ja. Przynajmniej dostrzegłam zmienność.

Chcę wiedzieć, co dzieje się w mieście szumu. Na wpół świadomie żądam informacyjnych tortur. Może są lepsze niż domysły. Czasem powraca do mnie myśl o niewykorzystaniu danego mi czasu. Zmywam ją miłymi wspomnieniami. Czy rzeczywiście najtrudniej jest rozstać się z morzem, czy też z możliwościami jakie daje?

 

quenta_amarth : :
sie 08 2003 Dźwięki znad morza...
Komentarze: 0

Bezskutecznie poszukuję tamtego szumu. Ukojenia dla niewygodnych myśli. Na parę dni udało mi się, choć połowicznie je zatrzymać, spowolnić ich bieg. Obrazy i zdarzenia powracały tylko w snach. Na szczęście było tam za mało czasu na sen i za mało miejsca by uciekać w koszmarach. Wczesne pobudki rześkim powietrzem, o szklance wody i stałym balkonowym miejscu, zmywały nieświeże wspomnienie nocy. Potem były już tylko zdarzenia, a raczej ich wir. Bez analiz, bez większych planów. Wszelkie decyzje nie ważyły przecież na całym moim życiu, a jednie na kilku kosztownych dniach wypoczynku. Nastrój pulsował, choć nie tak wyraziście, bo nie mówiło się o tym. Inni też potrzebują wytchnienia. Zresztą, po co w takim miejscu rozgrzebywać zasklepione rany. Przyznaję...bywały wieczory, gdy zasypana piaskiem czułam szczypanie. Nawet widok spadających gwiazd niekiedy nie napawał nadzieją. Krzyk, a po nim życzenia szeptane w ciemnościach były chwilowym lśnieniem, potem przychodziła niewygodna myśl. Tu nie ma wiatru, który szybko wywiałby ją z głowy.
Tak przywiozłam trochę miłych wspomnień, trochę piasku w plecaku, złocisty brąz na skórze i nowe muzyczne odkrycie, które na jakiś czas będzie moim szumem. Melodie wydobywające się ze starego brązowego radia z wieszakowatą antenką, stojącego w małym, nadmorskim pokoiku, przywiodły dźwięki, od których teraz nie mogę się uwolnić. W tamtej atmosferze nawet potrzaskujący i szeleszczący przekaz przy odrobinie wyobraźni zamieniał się w odgłos igły sunącej po czarnej płycie gramofonu.
Po raz kolejny jestem zaskoczona odmiennością rytmu, który przynosi mi ukojenie. Jednak wszystko ma swoją historię. Jak zawsze zaczyna się od dawno zasłyszanych fragmentów piosenek. Tym razem przypominam sobie jak lubiłam oglądać czarno-białe, amerykańskie filmy w niedzielne poranki, a miesiąc temu znalazłam „The Great American Songbook”. Stare radio było kolejnym impulsem. Teraz mam już swoją przystań „Swingin’ pop standarts”. Szumi od dwóch dni, oby kołysało mnie jak najdłużej.


quenta_amarth : :